sobota, 11 lutego 2012

Cześć!

    Tematem bloga będzie moja córcia Nikola i ogólnie moje życie. Założyłam go aby móc kiedyś powspominać jak to było dawniej ;) W takim razie zacznę od porodu.  Ostrzegam, że to dla ludzi o mocnych nerwach :D
   
13.12.11r. o 5 nad ranem poczułam lekkie skurcze , które nie pozwalały mi zasnąć. Stwierdziłam, że nie będę budziła Mateusza i idę się wykąpać (przepowiadające przechodziły mi zawsze po ciepłej kąpieli). Poleżałam w wannie z 20 min., a one nie ustępowały. O 10 już było ciężko, przy bólach nie mogłam siedzieć ani leżeć. M zadzwonił do szpitala. Kazali wziąć paracetamol i jak nie przejdzie to zadzwonić jeszcze raz. Oczywiście było coraz gorzej. Kolejny telefon i decyzja o wyjeździe do szpitala. Tam KTG i badanie rozwarcia (zerowe…). Potem bolesny masaż szyjki. Położna założyła mi jakąś opaskę na rękę z imieniem i nazwiskiem i kazała chodzić po szpitalu 2h. Znów badanie (zero rozwarcia..), kolejny masaż i powrót do domu. Jakimś cudem udało mi się zasnąć, obudziłam się koło 19 z jeszcze gorszymi skurczami (zwijałam się z bólu). Wytrzymałam do 22 i znów szpital. Kolejne badanie (2-3cm). Zostawili mnie z Matim na noc na sali przedporodowej. Miał nawet swoje  łóżko! :D  Dostałam piłkę, leki przeciwbólowe i tak byłam tam do 11. W między czasie co jakiś czas przychodził lekarz, robił badania i dawał ten cholerny paracetamol… O tej 11 przenieśli mnie na salę w której rodziłam. Było tam drewniane łóżeczko, piłka, stolik, fotele, własna łazienka z prysznicem, drabinki, plazma ^^ i radio. No iii… oczywiście moje zbawienie! GAZ! :P Przy wdychaniu go podczas skurczu było normalnie jak w niebie! W między czasie dostałam lunch i męczyłam się dalej. Co pół h ktoś przychodził i badał tętno Niuńki. Około 18 już płakałam z bólu. Poprosiłam o zastrzyk w udo (a tak bardzo nie chciałam tego robić :( ). A do tego wszystkiego, wcale mi nie pomógł. O 19 decyzja o przebiciu pęcherza (rozwarcie 7cm). Około 20 wezwali położną, która prowadziła moją ciążę.  Nadal wdychałam gaz, mimo tego, że i tak nie pomagał. Od tego wszystkiego aż zaczęłam wymiotować.  Nadeszły parte. Położna kazała mi kucać, a Mateusz podtrzymywał mnie z tyłu. Byłam oparta o jego ręce. Podobno były aż sine, a ja krzyczałam jak durna i prosiłam, żeby mnie zabili, bo inaczej nie wiem co zrobię ^^ Niewiele później pamiętam, wszystko przez mgłę. Położna chyba przecierała mi twarz i coś do mnie mówili, ale ja ich nie słyszałam.  14.12.11r. o 22 34 urodziła się Nikola. Położyłam się i wylądowała na moim brzuchu. Taaak słodko na mnie patrzyła, że szok :)) Od razu o wszystkim zapomniałam. Mimo tego, że tak cierpiałam to to oczywiście nie był koniec. Łożysko nie chciało się odkleić.  Po 20min. Podnieśli mnie i musiałam rodzić je na kucki. Koszmar… Jakoś się udało. Wtedy szycie i koniec męczarni! Przynieśli mi grzanki i herbatę. Zjadłam, wzięłam prysznic i po 4h od porodu pojechałam do domu ^^) Ledwo doszłam do auta, ale co mi tam! ^^

   Dzisiaj Nikola ma już 8tyg. i 1 dzień. Uśmiecha się świadomie, reaguje na dźwięki i wszystko co dzieje się w okół niej. Utrzymuje też długo główkę kiedy leży na brzuszku, mimo, że baaardzo tego nie lubi i szybko się złości.   Lubi też gadać z sufitem! ;)
A wygląda tak: